sobota, 21 czerwca 2014

Sofie Sarenbrant - Zamiast ciebie

Zauroczona "36 tygodniem" sięgnęłam po kolejny tom sagi Sarenbrant, mając nadzieję na kontynuację czytelniczego romansu . Niestety, jak to bywa z przelotnymi miłostkami, motyle w brzuchu szybko odleciały a w pomieszczeniu pozostał tylko odór nieświeżego oddechu, zużytych prezerwatyw i straconego czasu.
O tym, że seks, zdrada i krew sprzedają się najlepiej wiedział już Sienkiewicz, który przynajmniej potrafił stworzyć pozory, że historycznego tło jego powieści pełni w nich ważną rolę. Pisał "ku pokrzepieniu serc" a tu powstało coś jakby ku pokrzepieniu stanu własnego portfela. Być może się mylę.

Czy na rynku wydawniczym następuje zalew zbędnej makulatury dlatego, że czytelnicy tego chcą, bo powracamy do kultury obrazkowej a ilorazem inteligencji coraz bliżej nam do gekona? Innymi słowy, czy to my kształtujemy poziom kultury i jest ona odbiciem pewnej społecznej rzeczywistości? Czy może półki w księgarniach zapełniane są wyłącznie na podstawie chłodnych analiz zapadających w dziale marketingu jakiejś cholernej korporacji? Komuś za pomocą tabelek udało się wykazać, że czytelnicy są idiotami, więc oto drukują "dzieło" na miarę naszych intelektualnych możliwości...?

Liczyłam na więcej, a przeczytana przeze mnie książka okazała się "lekturą na jedno wypróżnienie"*,  rozrywką na jedną noc, taką jak Johanna dla Tobbego.
Córka ofiary porwania sprzed 16 lat wyrusza na poszukiwanie zaginionego brata, w szalonej wyprawie wspiera ją potomkini zmarłego inspektora, która kontynuuje jego zawodową spuściznę, najlepsza przyjaciółka głównej bohaterki ma romans z jej mężem,morderca na wolności opiekuje się porzuconą suczką, którą zaadoptuje następnie tajemniczy chłopiec, kolejna ofiara minionych wydarzeń...

Co nowego do historii literatury miały wnieść zbyt liczne sceny miłosnych uniesień podupadłych moralnie bohaterów? Czy to jakaś forma prywatnej terapii czy zbyt dosłowna inspiracja sagą G.R.R. Martina, który pomimo obfitej postury porusza się w tych tematach ze znacznie większą gracją? Po lekturze miałam ochotę rzucić się z pięściami na każdego napotkanego mężczyznę a chyba nie o to autorce chodziło.

Na koniec dodam, że mimo wszystko wypatruję kolejnych tomów sagi w oczekiwaniu błyskotliwości, lekkości i dawki prawdziwie kobiecej literatury z jaką miałam przyjemność zetknąć się w "36 tygodniu". W końcu Szyc wielkim aktorem był (jest) a w "Kac Wawie" zagrał.  







*Sheldon Cooper, BBTheory.


1 komentarz:

  1. Czytałaś mój komentarz, więc wiesz jaka jest moja opinia, ale... Z otwartymi ramionami zgadzam się z Twoją. Co raz częściej człowiek trafia na lekturę, którą ma ochotę określić mianem zbędnej makulatury, a patrząc na to ile kosztują książki jest to niestety mało przyjemne :(

    OdpowiedzUsuń

Umieść swoją cegiełkę w tworzeniu bloga i zostaw komentarz! :) Za każdy z nich Ci serdecznie dziękuję... :)