niedziela, 7 września 2014
Ingrid Hedström - Dziewczęta z Villette
Tajemniczy opis powieści i pochlebne rekomendacje umieszczone na odwrocie książki nie znajdują potwierdzenia w rzeczywistości . Fabuła została przeciążona nieumiejętnie wplecionymi wątkami historycznymi. Wielu pisarzy kryminalnych sięgnęło w swych dziełach po tematykę drugiej wojny światowej, Ingrid Hedström nie wyszła jednak z tej próby zwycięsko. Być może trochę na siłę próbowała dodać "Dziewczętom z Villette" głębi poprzez nieco zbyt liczne odesłania do zamierzchłych wydarzeń. Zabieg ten powoduje, że intryga staje się niejasna, akcja pogmatwana a zagubiony czytelnik coraz częściej wraca do poprzedniego rozdziału aby po raz kolejny usystematyzować zebrane do tej pory informacje. Póki co więc, pozycja Camilli Lackberg jako mistrzyni retrospekcji jest niezagrożona.
Nie zżyłam się też w żaden sposób z przedstawionymi charakterami. Wszystkie postacie wydały mi się strasznie bezpłciowe, jednowymiarowe i płaskie. Homoseksualista ani mnie nie zbulwersował, ani nie zaciekawił, sędzia śledcza nie olśniła bezbłędną dedukcją i błyskotliwymi wnioskami. Martine Poirot jest zdecydowanie zbyt przeciętna jak na główną postać. A przecież zbyt wiele przeciętności doświadczamy każdego dnia. Kryminał powinien ociekać wartką akcją, szalonym tempem, być pełen niespodzianek a zakończenie ma być równie powalające i ostateczne jak strzał z dwururki.
Nie przeciągając - książka znudziła mnie tak bardzo, że nie chce mi się już pisać tej recenzji.
Etykiety:
druga wojna światowa,
Dziewczęta z Villette,
Ingrid Hedström,
kryminał,
książka,
książki,
nazizm,
powieść kryminalna,
recenzja,
szwedzkie kryminały
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No proszę dobrze wiedzieć, bo posiadam cała trylogię i zastanawiałam się czy warto ją przedłożyć nad inne książki. Przykre jest to, że czasami tyle się czyta wspaniałości o książkach a okazuje się, że są one wyssane z palca :(
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tu zajrzałam i z ręka na sercu mogę oddać się innej lekturze niczego nie żałując...