środa, 16 lipca 2014

Thierry Jonquet - Tarantula

    Nie mam pojęcia skąd u autora wziął się pomysł stworzenia tak perwersyjnej fabuły. Trudno mi sobie wyobrazić jak pomiędzy jednym kęsem bułki a drugim, popijając gorącą herbatę, przelewa na papier mroczne wizje. Potem idzie z  psem na krótki spacer a po powrocie cierpliwie kreśli dalszą część historii, której lektura przyprawia o mdłości.

    Pisarz jest panem swego wykreowanego świata. Może wzbijać się do nieba pod postacią smoka, rakiety, owada, ptaka a następnie sięgnąć najciemniejszych głębin oceanu bez konieczności korzystania z butli tlenowej i specjalnego kombinezonu. W ciągu zaledwie kilka sekund okrąży Ziemię, wpadnie do londyńskiego McDonalda i zaciągnie się papierosem na rogu niebezpiecznej ulicy w centrum Paryża. Czas, przestrzeń, moralność nie stawiają mu ograniczeń skoro sam je stworzył. Ta świadomość nie przybliża mnie jednak ani trochę do zrozumienia "Tarantuli".

   Autor pozostawił mnie z mnóstwem pytań, na które nie udziela odpowiedzi. Główny bohater musi zmierzyć się z krzywdą wymierzoną w stronę najbliższej mu osoby. Pragnie zemsty, jednak nie tej gwałtownej poprzez zadanie szybkiej śmierci. Wybiera wyrafinowaną formę tortur- fizycznych i psychicznych. Do tego momentu wszystko wydaje się jasne. Dalsze strony stopniowo wypełnia mrok, którego pojąć nie potrafię. Nie wiem, czym kieruje się bohater opowiadania. Prawdopodobnie w niektórych sytuacjach wszechogarniający ból wypiera objawy człowieczeństwa. Motywacje mężczyzny są mi jednak obce. Ciężko jest ocenić, czy bohatera napędza pożądanie, chęć odzyskania kontroli nad życiem, czy raczej nienawiść. Możliwe, że zaistniałe wypadki są tylko pretekstem do realizacji głęboko skrywanych pragnień.

    Zakończenie wcale nie wydaje mi się tak zaskakujące, jak opisują je recenzenci. Syndrom kata i ofiary, tworząca się stopniowo sieć wzajemnych zależności pomiędzy sprawcą a ofiarą są zjawiskami znanymi i opisywanymi przez wielu psychologów. Czasem sprawy mogą zajść tak daleko, że idea powrotu do poprzedniego życia wydaje się absurdalna. Myślę też, że można przyzwyczaić się do niewoli. Przymusowy rozkład dnia nie wymaga podejmowania decyzji, uciążliwej aktywności, dążenia do mgliście zarysowanego w oddali celu. Łatwiej jest dać się prowadzić na smyczy. Tylko kto jest panem a kto maskotką?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Umieść swoją cegiełkę w tworzeniu bloga i zostaw komentarz! :) Za każdy z nich Ci serdecznie dziękuję... :)